sobota, 23 maja 2015

V. ,,Spojrzeć trzeźwo na teraźniejszość – nie jest łatwo, ale bywa jeszcze trudniej."

Witam, witam. Kolejny beznadziejny rozdział z beznadziejną Dorcas. Ta dziewczyna naprawdę nie ma nadzienia. Wrr, nienawidzę jej przemyśleń i zachowań, a jednak piszę o niej. Chyba się zamęczę, ale w sumie piszę to dla Was i mojego warsztatu. 
Enjoy, Have Fun albo cokolwiek innego!
następny rozdział – 6 czerwca
__________________________________

   Czasem chciałam uciec od tego całego popapranego życia i po prostu schować się w mysiej dziurze na samiutkim krańcu świata. Teraz chyba nawet pani Norris, która została oblana przez Huncwotów żółto-czerwoną farbą, była stokroć szczęśliwsza ode mnie. Miałam ochotę krzyczeć z bezsilności. I zniszczyć ten cały przeklęty, chory świat. A może jeden, jedyny, ostatni raz? Tylko raz?

Dzielnie utrzymywałam łzy pod powiekami. W końcu byłam Gryfonem. Nie sądziłam, że ktoś może być tak żałosny i tak złośliwy w tym, co robi. Dlaczego ludzie oceniają się nawzajem niczego nie wiedząc? Widzą tylko czubek własnego nosa zawieszonego na kwintę. To takie okrutne. I zarazem takie - ludzkie. Ciężko to opisać, kiedy samemu nie oprze się takiemu wrażeniu. Kiedy samemu nie zauważy się, że zachowuje się dokładnie tak jak oni.

    Westchnęłam poprawiając torbę na ramieniu. 
Może dziś nie pójdę na resztę zajęć... - rozmyślałam, nie mając ochoty na większość przedmiotów, które miałam w tamten dzień. Nie, przecież doskonale wiedziałam, że nie mogę. Obiecałam. 
Obiecałam, to prawda i nie przeczę, ale czy przyrzeczenia złożone samej sobie można łamać?
    Hej, buraku-ponuraku... – wyszczerzony Irytek leciał w moją stronę, a przez to większość uczniów zwróciło na mnie swoją uwagę. Pewnie znowu zacznie śpiewać. Do opery to on się nigdy nie nadawał.
  Przygryzłam paznokieć, przymrużając lekko powieki i z zainteresowaniem zaczęłam śledzić obraz przeskakującej przez linę małej dziewczynki, unosząc w górę stopy. Nagle malizna z obrazu, sposępniała na widok nędznej imitacji ducha i z pogardą przeszła do sąsiedniego malowidła.
Przeklęty Black – zaklęłam w myślach, biegnąc w stronę dormitorium.

Będę twarda. Nie dam się. Chociaż ten jeden, jedyny raz.

Nigdy więcej.


    Hogwart – deszcz. Deszcz – Hogwart.


A może to były łzy Aniołów, załamujących nad nami ręce?

  Otarłam twarz rękawem, karcąc się w duchu za wykorzystanie tej chwili samotności na najgłupsze przemyślenie jakie sama słyszałam, chociaż wiele razy myślałam o dziwacznych rzeczach. 
Nikogo nie było w dormitorium, nikt nie mógł podsłuchać jak rozmawiałam z "Dorcas-zołzą" i "Dorcas-narwańcem", wreszcie można było pozwolić emocjom wypłynąć na wierzch. Jak to była ulga na sercu przez chociaż chwilę. Przez właśnie tą chwilę łudziłam się, że będzie dokładnie tak, jak opisują to w książkach psychologicznych – że jeśli zmierzę się z nimi raz, aczkolwiek dosadnie, przeminą i zostawią mnie w spokoju, zadręczając kogoś zupełnie innego, kto bardziej na to zasłużył – ale wyglądało na to, że takie historie nie zawsze mówią prawdę i było mi jeszcze ciężej niż przedtem, uświadamiając sobie, że poprzez płacz poddaję się i daję sobie do zrozumienia, że tak po ludzku, zwyczajnie, nie wiem co robić. Chciało mi się tylko więcej płakać.
Nie, żebym sama czytywała mugolskie książki psychologiczne. W domu nie było w ogóle żadnej księgi zapisanej przez zwykłego, niemagicznego człowieka. Nigdy tego nie rozumiałam całkowicie, ale później zrozumiałam mój ojciec traktował ich jak niepotrzebne zarazki. To Mary była czarownicą mugolskiego pochodzenia, o mówieniu o tym tacie nie było mowy, ale dowiedziałam się od niej dużo. Coś więcej niż co to znaczy "kuchenka".
I jestem pewna, że w tamtym momencie nie zazdrościłaby mi żadna z „koleżanek” z Hogwartu, które wiecznie z przekąsem patrzyły na moją sylwetkę i spojrzenia chłopaków, które bezwstydnie mi wysyłali. Nie oddawałam ich sów zwrotnych na spojrzenia. Naprawdę lubiłam to tak nazywać.

    Tego dnia patrzyłam na nich wszystkich z mieszaniną strachu i niedowierzania, zamieniając tę maskę w kolejną, pełną szczęścia i uśmiechu wyższości, żeby tylko pokazać, że przecież wszystko jest jak najbardziej w porządku. W porządku, co za stwierdzenie. Nigdy nic nie było „w porządku”. A zwłaszcza teraz...

Jak on mógł mnie tak upokorzyć?! Powiedział wszystko Potterowi, a on całej szkole...

Ręką strąciłam wszystko, co leżało na szafce nocnej. Spadająca porcelana rozbiło się o podłogę.

    Wszyscy tak się ze mnie śmiali...! 
Śmiech powinien był okazem szczęścia, sympatii - ale czasem zdarza się tak, że niektórzy odwracają kota ogonem i śmieją się, okazując pogardę.

    Właśnie niespodziewanie przypomniała mi się biblioteczka pełna opasłych tomów, stojąca przy ścianie mojego pokoju w domu ciotki, albo ten fotel, obity w czarną skórę, z którym wiązało się tak wiele miłych wspomnień rodzinnych wieczorów przy kominku, kiedy czarne włosy były krótsze i spięte w dwa warkocze. Kiedy Mama żyła i piekła kruche ciasteczka i ludzie nie traktowali tak barbarzyńsko serów... Teraz ciężko już mi uwierzyć, że te piegowate kolana mogły kiedykolwiek być tak drobne i kościste, jak gdyby mogło je skruszyć każde, najlżejsze nawet draśnięcie.

   Często wracam i wracałam kiedyś do tamtych czasów, choć właściwie, po co – żeby przywoływać przeszłość i uświadamiać sobie raz za razem, że nie można już do niej wrócić i cofnąć wydarzeń? Nawet gdyby, nie wiem, czy potrafiłabym być tak beztroska, jak każda dorastająca dziewczyna w moim wieku. Żeby stwierdzić w końcu, stanowczo, że nie można żyć tylko minionym dniem, który był już o tyle łatwiejszy, kiedy poznało się każdą jego konstrukcję?
Czas się obudzić, Dorcas. Spojrzeć trzeźwo na teraźniejszość – nie jest łatwo, ale bywa jeszcze trudniej. 
Dlaczego nie mogę obudzić się z tego koszmaru? To chyba był koszmar, taki, który trwa całą noc. Kiedy obudzisz się o późnej godzinie masz go jeszcze pod powiekami i zasypiasz z myślą, że gdzieś umknie. Tylko, że on nie przemija i budzisz się jeszcze raz na kilka chwil. I znów.

    To prawda, że kiedy słone łzy zaczynały płynąć po policzkach, trzeba było natychmiast uciekać, chować się, połykać te gorące, słone łzy – jedyne ciepło, którym w danej chwili emanowało moje ciało – ale zawsze mogło być gorzej. Co bym zrobiła, gdyby ktoś mnie przyłapał, wystawił na wyśmianie, nie pozwolił już nigdy zobaczyć tego, co tak powszechnie znane? Co bym zrobiła?

    Ludzie nie chcą widzieć tego, co nie pasuje do ich kryteriów normalności. Nie chcą poznawać czegoś nowego, bo nowym zawsze można się sparzyć – historia nauczyła wystarczająco dobitnie, że kreowanie czegokolwiek, czego nie doświadczono wcześniej, jest w najlepszym razie niebezpieczne. Kiedy za pierwszym razem stwierdzą, że coś jest dobre i służy wyłącznie dobru ludzkości, coś okazuje się złe. Czyż nie tak było z nowoczesnymi technologiami mugoli podczas pierwszej i drugiej wojny światowej? Ludzie lubią czuć się bezpiecznie.

    To jest wręcz niesamowite, tak nierealne, że musiałam się zaśmiać głośno, histerycznie, chociaż przecież teoretycznie powinnam się już przyzwyczaić, że moje – w większej części samotnie spędzone – życie, znacznie odbiegało od normalności. Jaka inna szesnastoletnia czarownica może bezkarnie uderzyć w twarz Syriusza Blacka, po czym rozpłakać się jak mała dziewczynka?

Odpowiedź jest prosta – żadna!

    Przed oczami stanął mi obraz tamtego poranka.

  O, Meadows! Jednak prawda postanowiła dać ci jeszcze pożyć?
Ominęłam chłopaka bez słowa, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. 
 – Ponurak! Ponurak! Zachowujesz się jak burak! Nie gadasz, nie śpiewasz i czasami łez potoki miewasz! Uśmiechasz się mało, a twa twarz wygląda jakby przez miesiąc lało!

  I co ulżyło ci?! – Krzyknęłam ze łzami w oczach. – No dalej, po wyżywaj się jeszcze! Wielki pan Black ma kaprysy! Arystokrata z bożej łaski… Mam cię dość!
Nikt nigdy mnie tak nie uraził. To bolało. Mój wybuchowy charakter dał o sobie znać – ręka z trzaskiem wylądowała na jego twarzy.

    Nie uważam, że bycie szczęśliwym człowiekiem jest niemoralne. Zaciskałam pięści za każdym razem, kiedy o tym pomyślałam i kiedy uświadamiałam sobie, że mimo wszystko, chyba nie było mi to dane. Myślałam, że koniec końców jest to niezrozumiałe  świat powinien być skonstruowany w ten sposób, że jedynie ja dostałam wszystko, czego chcę i jedynie dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Właśnie tak powinno być. Chociaż jeden raz... Egoizm jest całkiem ludzką cechą.

    Zmrok zapadał coraz wcześniej, widocznie zbliżała się zima – nigdy nie mogłam się zdecydować, jaką porę roku lubię najbardziej, bo każda miała w sobie coś magicznego – wiosną wszystko zdawało się być możliwe. I czas stawał w miejscu, gdy w kwietniowym słońcu przechadzałam się po błoniach. Lecz nawet wiosna nie pomagała mi w tym wszystkim, choć zawsze dostawałam to, czego chciałam – byłam obsypywana drogimi prezentami – lecz nie doświadczyłam miłości. Zawsze coś traciłam, no może z wyjątkiem tego razu, kiedy poznałam Angelikę, Thomasa i Matthieu. 

    Ale wiele w życiu straciłam, zbyt wielu rzeczy żałowałam. Poczucie własnej wartości zawsze było zbyt ważne – żeby jakimś sposobem przekonywać go, że musi mnie kochać – dałam mu wolny wybór i źle na tym skończyłam, nie dostrzegł we mnie niczego, wyśmiał – moje serce kurczyło się boleśnie za każdym razem, kiedy wspominałam tamte niebieskie oczy, jeszcze trzy lata temu tak mi drogie.

  Już nigdy nie powtórzę tego błędu! – powiedziałam dobitnie do stłuczonego wazonu pełnego czerwonych róż i rozlanej wody, wsiąkającej w moją szatę. Tak nie zachowywała się dama.
I, jak zwykle, próbowałam odepchnąć od siebie jedną, natarczywą jak komar, myśl – Czy gdybym nie była tym, kim jestem, czy ktokolwiek wiedziałby, że istnieję?

2 komentarze:

  1. Zajmuję to miejsce, bo i kto mi zabroni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, czyli, podsumowując:
      - Dorcas ma depresję przez jakiegoś palanta.
      - Tym palantem nie jest Syriusz, który jest zwyczajnym burakiem i idiotą.
      - Twoje opowiadanie jest piękne, smutne i uzależniające. Zmusza mnie do filozoficznych przemyśleń.
      Pozdrawiam!

      Usuń