wtorek, 10 marca 2015

I. Najbardziej przełomowy dzień życia

Wielkie krople deszczu obijały się o szybę, a każdemu uderzeniu towarzyszyło stłumione bębnienie. Nie trwała żadna duża burzy, tylko zwyczajniejszy w świecie deszcz. Niebo, które zwykle o tej porze roku wprost jaśniało od przedzierających się przez nie promyków żywego, marcowego słońca, było zachmurzone. Siedząc na parapecie po raz kolejny zamyśliłam się, trzymając na kolanach oprawiony w skórę pamiętnik. Mój poprzedni zgubiłam. Tak samo, tak jego poprzednik, wyglądał identycznie, ale istniały tylko drobne różnice. W dodatku bardzo cieszyłam się z tego tajemniczego zniknięcia. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że cieszyłam się z bardzo różnych rzeczy, na przykład z tego, że wróciłam do Hogwartu. Dziwne, nieprawdaż? Niesamowite uczucie, radować się na myśl o rzeczach, którymi gardzą inni. Czułam się przez krótką chwilę naprawdę oryginalną osobą.

    Zeskakując z parapetu zatrzymałam się przy lustrze. Odbijała się w nim moja twarz, z ciemnymi włosami oraz oczami, lekko popielatej cerze. Przesunęłam dłonią po kosmyku włosów, uśmiechając się pod nosem. Wydawało mi się także, iż od czubka falujących delikatnie włosów aż do czubków palców u stóp, sprawiałam wrażenie nadzwyczaj delikatnej i kruchej. „Wprost idealny materiał na porcelanową laleczkę” – pomyślałam, obdarzając uśmiechem moją lustrzaną ,,ja". Dorcas numer dwa odwzajemniła ten okaz serdeczności. Nic mi nie przeszkadzało, a przynajmniej nic takiego, czego powinnam się wówczas obawiać.

    Jeszcze jakiś czas przedtem, kiedy to  przygnębiona żegnałam się z moją kochaną ciotką, u której spędziłam cały drugi miesiąc moich wakacji letnich, nie byłam ani trochę podobna do dziewczyny, która wtedy z taką niekrytą satysfakcją okręciła się wokół własnej osi przed lustrem.
Czy aby na pewno?

    Lustro odbijało mój obraz, gdy stałam tak ubrana w ulubioną spódnicę w zielone grochy i bluzkę z krótkim rękawkiem. Rękawek ten tak naprawdę sięgał mi prawie po łokieć, lecz nauczyciele twierdzili uparcie, że i tak jest zbyt krótki. Zasady szkolne zakazywały tego rodzaju stroi, ale czasami nawet uparta profesor McGonagall przymykała na to nieco oko. Zwłaszcza, kiedy w sytuacji nakrycia jakiejkolwiek dziewczyny w nieodpowiednim ubraniu pojawiał się dyrektor. Albus Dumbledore zawsze uporczywie, czasami nawet z duszonym chichotem, bronił młodocianych uczniów oraz zwalał całą winę na ich "młode umysły".
 Po raz kolejny uśmiechnęłam się do własnego odbicia.
Gdy zegar wybił siedemnastą, wzdrygnęłam się lekko. Założyli go niedawno, na prośbę nauczycielki zielarstwa, aby uczniowie nie mieli wymówki, że nie wiedzieli, jaka była godzina. To znaczy, że nie przyzwyczaiłam się jeszcze całkiem do ciągłego tykania i budzenia mnie około północy przez to magiczne, żółte stworzonko wepchane do środka.
Po raz ostatni rzuciłam spojrzeniem na lustro w drewnianej ramie i ruszyłam się z pozycji zgrabnej modelki z cyfrowych zdjęć mugoli, w której zastygłam na długie pięć minut. To przerażające, a zarazem ciekawe, jak takie młode dziewczyny potrafią tyle tkwić w miejscu na tych fotografiach.
Chwyciłam czarny płaszcz, zakrywający na wszelki wypadek moje ubranie i wyszłam z dormitorium. Mijałam kolejne korytarze, by wyjść na błonia. Nie cierpiałam być skowronkiem w klatce. W końcu uwięziony ptak nie śpiewa. No, to nie koniecznie tyczyło się kukułki z zegara w moim dormitorium. Ona raczej wrzeszczała ,,wstawać, otyłe pasikoniki!".

    Wciągnęłam orzeźwiające, podeszczowe powietrze. Słońce wynurzyło się z chmur oświetlając świeżo zroszoną trawę. Zdeptana przez tłum dzieciaków w siedmiu kategoriach wiekowych znacznie ożywiła się i nabrała zielonych kolorów.
Błonia świeciły pustkami. Być może z powodu mokrej ziemi i masy błota, które kleiło się obrzydliwie do butów. Ostatnimi czasy lubiłam być sama, to było mnie tak wygodne i uspokajające, iż nie miałam ani trochę ochoty zmieniać tego stanu rzeczy.
Kompleksy? Bardzo śmieszne.

    Wszyscy, którzy mnie znali, wiedzieli, że byłam wtedy dość ładną i inteligentną osobą, oraz, że mogłam osiągnąć wszystko, czego pragnęłam. Ostatnio, kiedy o tym myślałam, jednak wydawało mi się, że byłam wtedy dla siebie tylko nieciekawym skrawkiem ściennej tapety – a jeśli któreś z moich przyjaciół okazywało mi jakieś większe zainteresowanie, chowałam się w mysiej dziurze pod łóżkiem albo dla ławką szkolna, modląc się do wszystkich bogów świata, aby zapomniano o mojej kolejnej wielkiej wtopie jak najprędzej.
Te wszystkie uśmiechy, to wszystko bywało dla zmyłki. Wielki banał i nic. Zostawała mi tylko Dorcas numer dwa, która była mi wierna i bynajmniej-przynajmniej nie próbowała mnie do niczego namawiać. Prawdopodobnie dlatego, iż nie mogła tego zrobić, w końcu to było jedynie moje własne odbicie lustrzane.

    Zmokłam odrobinę, zanim zauważyłam, że deszcz nie ustał całkowicie. Miałam przynajmniej szybki prysznic. Sądziłam nawet w takiej sytuacji, że wszystko ma swoje dobre strony. Chociażby miały być nawet tak ironicznie zmyślane oraz po prostu naciągane.
Słońce świeciło nadal… bezinteresownie. Szkoda tylko, że ja nie wierzyłam w całkiem bezinteresowną miłość i przyjaźń. Straciłam wiele czasu na jej poszukiwanie, a kiedy już uwierzyłam - było za późno. Jak łatwo myliłam szczęście ze zwykłym uczuciem zmieszania…

Miłość? Coś, czego smaku teraz już nie pamiętam…

_____________________________________
Dobra, więc takim to wpisem otwieram "balladę o Dorcas", która trwać długo nie będzie. 
Tak na start, prosiłabym o komentarze. I proszę, poprawcie mi błędy - wiem, że pewnie jest ich masa. Można pewnie z niej spokojnie piec rogale.

3 komentarze:

  1. AD! JESTEM PIERWSZA!!!
    no więc, straasznie mi się podoba, błędy może i są, ale jakoś tak ich nie zauważyłam.
    Super piszesz, i w ogóle
    i kolejny rozdział jak najszybciej
    I zaprawszam do siebie: ellena-i-bogowie.blogspot.com
    wyslannicaszatana.blogspot.com
    wiem, że ty wiesz, ale ten... no

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym to nazwała prologiem, stanowiącym bardzo ciekawe, aczkolwiek krótkie rozpoczęcie.
    Muszę przyznać, że bardzo mnie zaciekawiłaś. Twój styl czyta mi się lekko, przyjemnie.
    Pozdrawiam. {dzieci--zywiolow.blogspot.com/}

    OdpowiedzUsuń
  3. To to zaczynam czytać. Widzę, że na razie masz tylko 9 rozdziałów, a styl pisania wygodny w czytaniu, więc pewnie pójdzie mi dosyć szybko. Chodź nie zapewniam, bo lubię się "delektować" każdym przeczytanym zdaniem, wyobrażać sobie wszystko niemalże ze szczegółami, które sama sobie dopowiadam.
    Początek mi się podoba. Kaya Scodelario, jako główna bohaterka, którą już polubiłam nie tylko ze względu na dobór aktorki.
    No to lecę czytać drugi rozdział.
    Przy okazji zapraszam do mnie, jak będziesz miała czas. ;)
    http://araneicallidus.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń